ŚWIADECTWO Doroty - 2022
Miałam 11 lat, gdy pierwszy raz poszłam na pielgrzymkę. Któregoś lipcowego dnia moja siostra weszła do mnie do pokoju i powiedziała, że ma świetny pomysł – razem idziemy z babcią na pielgrzymkę. Pomysł mi się spodobał, wszystko początkowo było fajnie.
Drugiego dnia miałam jednak mały kryzys, ale przyjechała mama z niespodzianką. Wszyscy się ze mnie śmiali, że gdy zobaczyłam mamę, to odzyskałam siły. Mama cały kolejny dzień szła z nami, po czym po trzecim dniu moja siostra wróciła do domu, a ja zostałam i szłam dalej.
Po pierwszym roku stwierdziłam, że było fajnie, cieszę się, że doszłam, ale to już ostatni raz. Przyszedł kolejny rok, końcówka maja, u babci były sianokosy i zaczęłam sobie śpiewać, przerzucając siano: „dopóki tylko nogi dwie będą nosić mnie..., to będę chodzić na pielgrzymkę”. I faktycznie poszłam drugi, trzeci raz i już tak chodzę kolejny raz.
Chodzę na pielgrzymki przede wszystkim dlatego, że mogę tu spotkać swoją boską mamę. Z ziemską mamą niestety moja siostra ma lepszy kontakt niż ja, przez co zawsze czułam się trochę z boku. Brakowało mi tego, żeby jej się wyżalić, bo zawsze Karolina z nią była.
Na pielgrzymce poczułam, że wszyscy są dla mnie bliscy, a gdy dochodzę do domu Maryi, gdy mogę spojrzeć jej prosto w oczy w kaplicy, to czuję, że moje problemy gdzieś odchodzą, że ona wie o nich, jest zawsze blisko mnie i spędza ze mną każdą chwilę. To jest dla mnie najlepsze w pielgrzymowaniu.
Poza tym spotykam tutaj bardzo wielu pomocnych ludzi, których na co dzień brakuje, bo kto zapyta cię o to, jak się czujesz, czy nie potrzebujesz wody? Kto na ulicy mówi, że dzięki twojemu uśmiechowi poprawia mu się dzień? Jako dziecko byłam bardzo radosna, dużo śpiewałam, skakałam i pamiętam, że często słyszałam to od ludzi tutaj. Im się dzięki temu lepiej szło, mnie również.
Kiedyś jedna siostra zapytała mnie, skąd mam tyle energii i odpowiedziałam jej, że może złapałam Ducha Świętego za skrzydła i tak z nim lecę. Czasami sobie to powtarzam, bo naprawdę wydaje mi się że na pielgrzymce lecę właśnie na skrzydłach Ducha Świętego.

ŚWIEADECTWO Agaty i Sylwka - 2022
AGATA: Zaczęłam pielgrzymować, ponieważ w 2009 roku miałam poważny wypadek, w którym zginęła moja mama, a ja miałam 5% szans na przeżycie. Stwierdziłam z wiarą, że trzeba za to życie podziękować, dlatego rok później pomimo śruby w jednej kości, połamanej szczęki, 15 śrubek i 7 płytek w kości przedramienia wybrałam się na pielgrzymkę, co wiele osób mi odradzało.
Pierwszym razem poszłam w pielgrzymce warszawsko-praskiej. Codziennie pokonywaliśmy po 40 km, a ja byłam zupełnie nierozgrzana, więc krew, łzy, pot, codziennie nowe bąble także nie było łatwo, ale chciałam podziękować i w sercu miałam moją mamę, która całe życie planowała iść, ale niestety nigdy jej się nie udało. Cudem wtedy doszłam i obiecałam sobie, że to był ostatni raz.
Później jednak znalazłam grupę świderską, w której idzie się znacznie łatwiej. I tu już zostałam. W roku, gdy była pandemia i nie można było dołączyć do pielgrzymki postanowiliśmy z mężem, że i tak bierzemy urlop i idziemy na własną rękę. Doszliśmy we dwoje podobną trasą, skracając dystans o jeden dzień.

SYLWEK: Zrobiłem specjalny metalowy wózek, na którym mieliśmy kuchenkę, namiot i wszystko, czego potrzeba.
Dla nas z pielgrzymka jest już normą, czymś wpisanym po prostu w życie tak jak to, że w niedzielę idziemy do kościoła, a sobota jest wolna od pracy.
Zanim poznałem żonę, chciałem pielgrzymować, ale nie miałem z kim, brakowało mi bodźca. Samemu brakowało mi też odwagi, a gdy poznałem Agatę poszliśmy pierwszy raz przed ślubem wspólnie. Dwa tygodnie przed wyjściem pielgrzymki przebywałem w szpitalu.
Miałem ropnia, operację, ale chęć pójścia była większa. Po wypisie ze szpitala dostałem skierowanie na kontrolę do poradni proktologicznej i chirurgicznej na zmianę opatrunków. Terminy jednak były ustalone w trakcie trwania pielgrzymki, więc próbowałem to przekładać, ale gdy pielęgniarka dowiedziała się z jakiego powodu, powiedziała, że mam zakaz, bo to wiąże się z potem, brudem, niehigienicznymi warunkami. Wbrew woli pielęgniarki postanowiłam jednak wyruszyć. To był rok 2015 – najgorsze upały.
Faktycznie było ciężko miałam problemy z przemywaniem, ale większa była chęć dojścia do Maryi i podziękowanie za całe życie. Wiedziałam w sercu, że Maryja pozwoli mi dojść, ponieważ jeżeli jest wiara, to dojdziesz wszędzie. I tak w kolejnych latach zaczęliśmy się bardziej angażować, ponieważ gdy raz się pójdzie, to ciężko później przestać. Niesiemy wiele intencji i już teraz zaklepujemy urlop na przyszły rok.

ŚWIADECTWO Agaty - 2022
Zaczęłam chodzić na pielgrzymkę trochę ze względu na rodzinną tradycję. Jestem już trzecim pokoleniem pielgrzymującym w rodzinie, a moi rodzice poznali się i wzajemnie wymodlili również na pielgrzymce, co również było dla nas zachęcającą historią.
Pierwsza poszła moja siostra ze swoim chłopakiem i za ich trzecim podejściem wzięli mnie ze sobą.
Uważam, że pielgrzymka jest dla każdego i że każdy poradziłby sobie tylko musi znaleźć odpowiednią dla siebie pielgrzymkę. Ważne jest to, aby otoczyć się wiarą i siłą oraz ludźmi, z którymi się nawzajem będzie wspierać.
Najpiękniejsza na pielgrzymce jest siła wspólnoty - kiedy jest ciężko, napotykamy trudności, to zawsze pojawi się ktoś, kto powie: „Chodź, siostro, chodź! Matka na nas czeka, Pan Bóg nas umacnia”.

ŚWIADECTWO p. Marii - 2019
Pójście na Pielgrzymkę Świderską MSF rodziło się w moim sercu przez wiele lat, aż e końcu pragnienie moje zostało doprowadzone do celu poprzez modlitwę i cierpliwe czekanie na odpowiedni czas dla mnie poddałam się całkowicie Bożej woli i dałam się Bogu poprowadzić za rękę. To był wspaniały czas i piękne przeżycie duchowe, a moją intencją, którą niosłam w sercu było szczęśliwe przyjście na świat mojej wnusi Łucji.  Po 10 dniach pokłoniłam się Matce Bożej z serca podziękowałam za trudy i radości pielgrzymowania, które mam w sercu do chwili obecnej. Chwała Panu za ten czas! Maria. 


ŚWIADECTWO brata DAWIDA MSF - 2019
Pielgrzymka? Taki pomysł na spędzenie wakacji zrodził się już wiele lat temu w naszej rodzinie - moja mama pielgrzymowała do Tronu Matki w młodości i to wspólnie z nią wędrowałem na pielgrzymim szlaku od moich narodzin, a więc w tym roku była to moja 25 pielgrzymka Świderska.

Mam na imię Dawid i jestem bratem zakonnym w Zgromadzeniu Misjonarzy Świętej Rodziny.
Przez wiele lat pielgrzymowałem jako główny porządkowy Pielgrzymki Świderskiej.
Na pielgrzymce to Jezus jest Głównym Przewodnikiem. O pielgrzymce nie można mówić inaczej jak tylko subiektywnie. Pewnie każdy jej uczestnik mógłby powiedzieć coś innego, bo przecież Bóg traktuje nas nie jako tłum, lecz bardzo indywidualnie, mówiąc do każdego po imieniu. 
Przed tegoroczną pielgrzymką pamiętam, że w głowie kłębiło się kilka intencji i próśb, które chciałbym, aby się zrealizowały. Podjąłem decyzję, że w tym wyjątkowym roku pójdę w jednej, a konkretnej intencji.
Szedłem i wierzyłem, że dojdę do celu. Najtrudniejsza na pielgrzymce jest wewnętrzna walka z sobą, ze swoimi słabościami, gdy w nogach zaczyna brakować sił. W tym roku nadzwyczaj trudno mi się szło. Jednak cały ten wysiłek jest zrekompensowany, gdy wchodzi się aleją na Jasną Górę. Wtedy mija zmęczenie i pojawia się wielka radość z tego, że dotarło się do celu. To piękny obraz wędrówki naszego życia. Nieraz mamy pod górkę, nieraz jest niełatwo, nieraz upadamy, ale celem jest dla nas niebo i do niego zmierzamy. 
Na trasie pielgrzymki odbywał się niesamowity dialog między Mną a Bogiem za pośrednictwem Jego i Naszej Matki Maryi. Jeżeli pozwalasz Mu działać, przygotowujesz się na totalną duchową rewolucję. W czasie pielgrzymki Bóg pokazał mi, że już nie „ja sam” i nie „ja wiem lepiej”. On wie najlepiej co dla nas jest dobre, trzeba się tylko wsłuchać w Jego bicie serca.
Dlaczego Maryja? Ona była dla mnie niesamowitym wsparciem, nadzieją i miłością podczas każdej trudnej chwili, kiedy chodziłem z nosem przy ziemi. Dlaczego pielgrzymka? Bo ciągle szukam prawdy, proces trwa i przynosi owoce.
Zrób pierwszy krok... i pójdź z nami - pielgrzymka Twoim strzałem w dziesiątkę…
                                          (…w dziesiątkę żółtą i biało-żółtą…)

ŚWIADECTWO kl. MATEUSZA MSF  - 2016
Na pielgrzymce byłem drugi raz. Jestem wdzięczny, że mogłem pielgrzymować. Obawiałem się czy podołam fizycznie trudom drogi. Matka Boża prowadziła mnie swoimi drogami. Na pielgrzymce miałem okazję zobaczyć ile się zmieniło w moim życiu. Zauważyłem jak Bóg przez Maryję przemienił mnie. Poruszały mnie bardzo intencje dawane do różańca. Uświadamiały mi, że całe nasze życie jest w Bożych rękach i możemy do Niego się zwracać przez Matkę Bożą. Doświadczyłem wielkiej gościnności i otwartości serca ludzi, którzy nas przyjmowali. Przez spotkania z innymi ludźmi mogłem umocnić się w wierze i ubogacić. Szczególnie jedno spotkanie zapadło mi w pamięć. Na noclegu w Józefowie przyjmowała nas starsza pani – Stanisława. Jest ona po prostu świętą kobietą. Przez pięć lat opiekowała się obłożnie chorą mamą, przez kolejne pięć lat opiekowała się też obłożnie chorym mężem, ma czworo dorosłych dzieci, z czego troje jest niepełnosprawnych. Nie załamała się, ale promieniuje miłością i radością. Mówi, że Pan Bóg nie szczędzi jej krzyża, ale przy tym błogosławi i daje jej łaskę do dźwigania tego krzyża. Gd opowiada o Bogu, to aż chce się słuchać.Na trasie poruszyła mnie droga krzyżowa, zwłaszcza jedno zdanie „Miarą wielkości człowieka jest największe wyzwanie, jakie podjął i zwyciężył.” Dzięki matce Bożej staram się podejmować wyzwanie codzienności i z Jej pomocą mogę zwyciężać. Na pielgrzymkę szedłem między innymi z intencją o odwagę. Widzę dziś, jak Matka Najświętsza każdego dnia wyprasza mi tę łaskę. Za Jej wstawiennictwem robię rzeczy, o których wcześniej bałbym się nawet pomyśleć. To wszystko dzieje się dzięki Jej matczynej opiece, Ona prowadzi nas każdego dnia do swojego Syna.Maryjo, króluj na drogach mojego ziemskiego pielgrzymowania, prowadź mnie do nieba i wypraszaj mi łaskę, bym całkowicie należał do Ciebie i kochał Cię całym sercem.

ŚWIADECTWO SYLWI - 2016
Szczęść Boże 
W to Piękne Święto Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Polski chciałam się z Wami podzielić moim krótkim świadectwem. To był wyjątkowy pątniczy szlak 2016 moja srebrna jubileuszowa pielgrzymka pełna podsumowań, emocji i wspomnień. Każdy krok dany od Pana Boga. Naprawę nie wiem kiedy te 25 lat przeleciało. Pamiętam jak wędrowałam pierwszy raz już w Raszynie zapytałam moją siostrę (szłam pierwszy raz z nią i jej 9 miesięcznym synem) czy daleko jeszcze ???  Dobre prawda …. a przed nami było jeszcze jakieś 250 km Nie wiedziałam wtedy,  że pielgrzymi szlak stanie się częścią mojego życia. Kilkoma dniami na które czekam z utęsknieniem cały rok. Każde miejsce, las, droga a przede wszystkim ludzka twarz to dużo znaczący dla mnie gest i wspomnienie. Nie martwię się i nie boję Bóg sam wystarcza.  Mam czas pomyśleć, zastanowić się nad momentem danym na ziemi i życiem wiecznym nad którym pracuję właśnie tu i teraz. To czas kiedy uświadamiam sobie wiele spraw i zmierzam się ze swoimi  słabościami. Bóg kocha mnie taką jaką jestem. I właśnie na pielgrzymce doświadczam tego bardzo namacalnie. Pielgrzymka to piękny czas pobycia samemu ze sobą, tego mi brakuje na co dzień w pędzie codzienności. Piękne doświadczenie. Pokochałam tą drogę i Jasną Górę tak bardzo,  że tam właśnie  przed Tronem Jasnogórskiej Pani przysięgałam miłość mojemu mężowi. Jestem wdzięczna każdemu z osobna kto mi towarzyszy na tej drodze czy po prostu stał na ulicy i machał czy wsparł mnie dobrym słowem. Chcę w szczególny sposób podziękować Moim Rodzicom, którzy mnie zawsze odprowadzają chociaż kilka kroków, mojej Siostrze i jej rodzinie za wsparcie modlitewne i mojemu mężowi za to że idzie ze mną duchowo. Przede wszystkim dziękuję Bogu że pokazał mi drogę którą kroczę. Dziękuję za otrzymane łaski. To nic ze moje nogi a w szczególności stopy dochodzą do normalności tygodniami. Moje serce się raduje a akumulatory są naładowane na długo. W żółtej i biało– żółtej z Misjonarzami Świętej Rodziny nauczyłam się, że Jesteśmy Jedną Rodziną i każdy z nas pamięta w modlitwie o drugim bracie, siostrze, pamiętamy też o tych którzy kiedyś szli z nami a dzisiaj są już u Pana. Dziękuję Wam za wspólne pielgrzymowanie. Do zobaczenia za rok :-)
Siostra Sylwia

ŚWIADECTWO OLGI (pielgrzym duchowy) - 2015
Mam na imię Olga, mam 22 lata.
Drugi rok z rzędu uczestniczyłam w Świderskiej Pielgrzymce na Jasną Górę jako pielgrzym duchowy. Dziękuję bardzo za taką możliwość! :) Od 3 lat wybieram się na pielgrzymkę, jednak zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. W tym roku miałam iść na 100%, ale znów nie wyszło. Byłam już naprawdę tym sfrustrowana. Kilka dni przed dojściem świderskiej pielgrzymki do Częstochowy, zadzwoniłam do głównego porządkowego pielgrzymki Dawida - przyjaciela, który namawiał mnie na przyjazd na wejście pielgrzymki. Po czym zgadałam się z przyjaciółką, że przecież możemy pojechać na moment wejścia. Pojechałyśmy 14 sierpnia, wróciłyśmy dzień później. Wydawałoby się, że wyjazd zupełnie nieracjonalny. Jeszcze, siedząc w pociągu, łapałyśmy się za głowę i mówiłyśmy: „co my w ogóle robimy”. :D Miałam jednak w głębi serca mocne odczucie nakazu kierowanego od samego Boga, aby się tam pojawić. Od stycznia tego roku miałam pewne dolegliwości żołądkowe, czasami już nie wiedziałam, co jeść.  14 sierpnia, kiedy weszłam na Aleje poczułam ulgę na żołądku, pierwszy raz od dłuższego czasu. Wszystko działo się tak szybko, że nie przywiązywałam do tego szczególnej uwagi. W środku odczuwałam jednak, że jest jakoś lepiej. Byłam w Częstochowie dokładnie 24h, nawet nie było czasu na jakieś porządne jedzenie. Jadłam rzeczy, choć w małych ilościach, po których wiedziałam, że mój żołądek będzie cierpiał. Nic mi jednak nie dolegało. Fakt, że zostałam uzdrowiona fizycznie dotarł do mnie dopiero po kilku dniach, a właściwie po mniej więcej 1,5 tygodnia miałam pewność. Będąc na Jasnej Górze miałam tyle intencji… nawet nie pamiętam czy wspomniałam o tej dolegliwości w modlitwie. Wróciłam późno wieczorem do domu, po prawie 10h w podróży, zmęczona jak pies.  A moja mama przywitała mnie przy wejściu słowami, że tak pięknie wyglądam, że wróciłam jakaś odmieniona, że moje oczy są jakieś piękniejsze i że jakby zszedł ze mnie jakiś ciężar. Pomyślałam: „no jasne, po tak długiej podróży” i „mamy zawsze tak mówią”. :D W tym samym czasie mieliśmy gości na kilka dni i wiadomo, dużo dobrego jedzenia, które mi zwykle nie służyło. Kilka razy się skusiłam i również nic mi nie było. I tak jest do dzisiaj. :) Mogę jeść wszystko! Miałam robić badania, ale już nie muszę! Czy to nie jest niesamowite? Bóg jest taki dobry :)
Dziękuję Mu za ten cud!

ŚWIADECTWO MONIKI  - 2014  
Szczęść Boże Siostry i Bracia!
Jestem Monika, mam 24 lata. Na pielgrzymce byłam po raz 3. Zostałam poproszona o napisanie świadectwa. Pierwsza myśl – hę? Przecież nie wydarzyło się nic spektakularnego, nie napiszę nic. Ale nasz Pan Bóg jak zwykle mnie uświadomił, że przychodzi w lekkim powiewie. Otworzył moje oczy na cuda, których dokonał w czasie tegorocznej pieszej pielgrzymki. Kiedy dołączyłam na trasę – trzeciego dnia – znajomy brat zadał mi pytanie: „Czy siostrze ktoś kazał iść na tę pielgrzymkę? Dlaczego siostra jest taka zamknięta?” Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć …, że nie chciałam iść, ale Pan Bóg wręcz dobijał się, żebym poszła i „na odczepnego” poszłam? W mojej głowie pojawiło się wtedy wiele pytań …, na które przyszła odpowiedź w puszczonej konferencji. Ten czas był zostawieniem bezpiecznych czterech kątów, wygodnego łóżka, prysznica itd. Wtedy zrozumiałam jak bardzo jestem przywiązana do dóbr materialnych, jak przez to oddalam się od Boga, od mojego Pana i Zbawiciela. Na trasie były różne chwile, raz lepsze, raz gorsze. Nie raz pojawiał się nieuzasadniony bezsens. I któregoś wieczora totalnie miałam dość, wtedy otrzymałam wiadomość, że mój bliski kolega jest ciężko chory, tak więc to był dla mnie kolejny Boży znak na to, że mam iść i zanieść jego chorobę naszej Mamie i Królowej. Cuda i łaski zostały mi ukazane już po pielgrzymce .. Zacznę może od tego, co było bezpośrednim udziałem w pielgrzymce. Dzień, w którym mieliśmy Mszę Świętą z modlitwą o uzdrowienie. W dzień poprzedzający wiele myślałam o tym, żeby przystąpić do spowiedzi, mimo iż byłam tuż przed pielgrzymką, ale jak zwykle były obawy, znam wszystkich kapłanów, oni znają mnie. Tak więc pomodliłam się i poprosiłam o pomoc Ducha Świętego. Na drugi dzień pewien kapłan sam (oczywiście nie do końca sam, bo pod natchnieniem Ducha) skierował do mnie słowa, dzięki którym odważyłam się do niego podejść, poprosić o spowiedź i rozmowę. Był to owocny czas, co mnie później urzekło, to to, że po tym odcinku, po postoju obiadowym ruszyliśmy i zaczęło padać. Szłam i radowałam się tym! To był taki znak całkowitego oczyszczenia. Zależało mi, by na wieczornej Mszy z modlitwą mieć całkowicie czyste serce. Na modlitwę poszłam z intencjami, które noszę od długiego czasu w sercu, ze wszystkimi osobami, które prosiły mnie o modlitwę i którym ją obiecałam, za rodzinę, za chorego chłopaka. Pan Bóg dotknął wielu serc, tak naprawdę podczas takich modlitw obdarza łaskami każdego jej uczestnika. Dotknął również mnie. Faktem jest, że podczas danego rozpoznania doświadczyłam w sercu ogromnego wzruszenia i radości, ale było też takie niedowierzanie. Zachowałam się jak niewierny Tomasz, nie uwierzę póki nie zobaczę, nie doświadczę. Poprosiłam Boga o to, by potwierdził to uzdrowienie i przestałam o tym myśleć. Po powrocie do domu miałam sen. Śnił mi się papież Franciszek, tak jakby był samym Jezusem przechadzającym między nami. We śnie byłam jak biblijna kobieta cierpiąca na krwotok, która wierzyła, że wystarczy, by dotknęła płaszcza Jezusa a zostanie uzdrowiona. I ja tak uczyniłam.
Wtedy papież Franciszek odwrócił się, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym ciepła, radości i miłości, zapytał jak Jezus w Ewangelii – kto dotknął mojego płaszcza? – Wystraszona spojrzałam na niego; on wiedział, że to ja. "Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości".

Wtedy papież Franciszek odwrócił się, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym ciepła, radości i miłości, zapytał jak Jezus w Ewangelii – kto dotknął mojego płaszcza? – Wystraszona spojrzałam na niego; on wiedział, że to ja. "Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości".Od czasu tego snu, faktycznie żyję bez tej dolegliwości, moje oczy i serce są czyste i tak też patrzą na mężczyzn. Kolejny cud to moi rodzice i moje relacje z nimi. Jakiś czas temu tata prawie umarł, jego serce wydolne było w 10% - leczenie, niemożność pracowania. Kilka dni temu otrzymałam telefon od taty, że dostał pozwolenie od lekarza – może wracać do pracy. Nie mógł wiedzieć czy się za niego modliłam czy nie … Nie mówiłam mu o tym. A on sam podziękował mi za modlitwę. Czy to nie cud? Dodam, że zaczynają się układać relacje z mamą, powoli zaczynamy rozmawiać, a nie tylko mówić do siebie. Dla mnie to wiele znaczy i wiem, że to tylko dzięki Bogu. Mogłabym pisać i pisać o tym, czego Pan Bóg dokonuje w moim życiu, jak uczy mnie kochać bliźniego i siebie. Może kiedyś wydam własną książkę ze świadectwami.
Za ten czas pielgrzymowania, za wszelkie otrzymane łaski – Chwała Panu!

ŚWIADECTWO MARTY - 2013
Czasem Pan Bóg bardzo chce, abyśmy czegoś doświadczyli, dlatego po cichu podsuwa nam pewne plany, a co za tym idzie także konkretnych ludzi oraz odpowiednią porę do ich realizacji.
O tym, że kiedykolwiek pójdę na pielgrzymkę nigdy nie pomyślałabym! Namówiła mnie na nią przyjaciółka. A że jestem osobą uległą i lubiącą poznawać nowe otoczenia - bez problemu zgodziłam się. Zacznę od tego, jak wyglądała moja relacja z Panem Bogiem. Budowanie więzi Bóg-człowiek zaczyna się już w wieku przedszkolnym. Moi rodzice to kochani ludzie, jednak muszę zaliczyć ich do osób, którzy w kościele katolickim postrzegani są jako "wierzący-niepraktykujący". Pamiętam, że gdy byłam mała, to w każdą niedzielę byliśmy obecni w kościele, były bardzo ładne kazania, miły ksiądz - coś idealnego dla 7 letniego dziecka! Jednak po mojej pierwszej Komunii Świętej nasza rodzinna relacja z Bogiem osłabła. Na początku moja mama zrezygnowała z obecności na mszy świętej. Kiedyś oto nie pytałam, bo myślałam, że mama jest dorosła i ma prawo decydować o sobie. Teraz wiem, jaka jest tego przyczyna, i mimo początkowych trudności potrafię uszanować jej decyzję. Później tata także odseparował się od Kościoła. Było mi przykro, bo przecież to oni zasiali we mnie ziarno Pana Boga. Tak więc przez długi czas tylko ja z bratem co niedzielę biegliśmy do Jezusa. Jednak jakiś czas temu także i Adaś przestał regularnie ze mną chodzić do Kościoła. Jest teraz w wieku dojrzewania, więc poniekąd jestem w stanie to zrozumieć. Przyznam, że gdy miałam 14 lat, też miałam problem, aby zaufać Panu Bogu. Buntowałam się, nie rozumiałam kazań, jednak zawsze jakaś siła wypychała mnie do Kościoła. Wcześniej wspomniałam, że Bóg podaje nam rękę w pewnych sytuacjach. Przed pielgrzymką miałam trudny czas. Druga klasa liceum - mnóstwo nauki, mało czasu dla siebie i dla przyjaciół, spory z rodzicami. Przestałam być obecna na mszach, nie mogłam zmotywować się do wielu rzeczy. Ciągle byłam zmęczona, czasem chciałam zasnąć i nie obudzić się. Nie mogłam znaleźć ani jednego światełka w tunelu, które pozwoliłoby mi wrócić do Pana Boga. Czułam wyrzuty sumienia, że znowu nie poszłam na mszę, jednak próbowałam się usprawiedliwiać... Po zakończeniu roku, przyjaciółka zaproponowała mi pielgrzymkę. Od razu przyjęłam jej propozycję, wiedząc, że przecież moja kondycja nie jest najlepsza, ale pomyślałam, że to nie jest najważniejsze. To właśnie w zeszłe wakacje doświadczyłam obecności Jezusa. Jezusa, który zawsze ze mną był, jednak ja nie zawsze pozwalałam mu się zbliżyć. Było to w Niedośpielinie. Siedząc na podłodze, słuchając kazania, wszyscy mieliśmy łzy w oczach, na przemian poważne i roześmiane miny. Jednak w chwili, gdy ksiądz powiedział, że w naszym sercach TERAZ jest Pan Bóg - poczułam, jak jakiś lekki strumień powietrza wślizguje się do mojego ciała, było mi chłodno, i poczułam... ulgę! Po tak długim czasie, wreszcie czułam, że mogę bez problemu zaufać Bogu, że On przecież jest dla mnie i ze mną. Nie umiem oddać na papierze wrażenia, którego mogłam doświadczyć, ale ono zmieniło moją relację z Jezusem. I bardzo życzę wszystkim,
aby mogli doświadczyć Pana Boga. Do zobaczenia na trasie - Marta!

ŚWIADECTWO BARBARY - 2012
Z pamiętnika pielgrzyma...Mam na imię Basia , pielgrzymowałam  po raz czwarty i raz jako pielgrzym Duchowy. Mam 19 lat. ŚPP 2012 była dla mnie przełomowa – choć w sumie można powiedzieć że każda pielgrzymka to jakiś przełom jakiś nowy początek.
4 sierpnia nic nie zapowiadało zmian w moim życiu: bagaż został oddany, legitymacja pielgrzyma wisiała przy plecaku, śpiewnik czekał, gotowy do użycia. Pojawiła się radość, że za kilkanaście godzin wyruszymy. W nocy jak co roku budziłam się milion razy, błagając Boga by czas płynął szybciej i udało się: WYRUSZAMY!
Przemierzając poniekąd znajome już trasy, śpiewając piosenki, śmiejąc się do ludzi, przemierzałam samą siebie, swoją osobowość, można powiedzieć, że przeżywałam swoistego rodzaju kryzys duchowy. Przez pierwsze dni szłam...bo szłam, bo to lubiłam, bo było „fajnie”, bo tak trzeba, bo muszę...Wraz ze zmianą nastawienia dramatycznie zmieniała się pogoda, zrobiło się szaro, zimno, coraz częściej deszczowo, mniej więcej podobny stan panował w moim sercu. Mimo obecności ludzi i ciągłego zaangażowania na trasie, zaczęła mi towarzyszyć samotność i strach. Cały czas dręczyły pytania: „po co to robisz”, „dokąd tak naprawdę zmierzasz”, nie znalazłam od razu odpowiedzi na te pytania. Starałam się coś zmieniać, ale wszystkie działania nie przynosiły skutku, a świat wymykał mi się z rąk. Do momentu, kiedy w małym kościółku w Niedośpielinie pozwoliłam sobie na szczerą rozmowę z Bogiem, na łzy, na żal i prośbę o wybaczenie, na chwilę sam na sam z Najświętszym Sakramentem. I to właśnie sprawiło że dwa ostatnie dni pielgrzymowania były niezwykłe, mimo że nie łatwe to jednak cudowne. Nie przeszkadzał deszcz, ani zimno, serce otworzyło się bardziej na ludzi i okazało się że świat nie jest taki zły. Nie była to zmiana o 180 stopni, ale faktycznie szukałam odpowiedzi na swoje egzystencjalne pytania. Dochodząc do tronu Jasnogórskiej Matki czułam pewność dobrze podjętej decyzji, a także wdzięczność, że mimo fizycznych problemów dotarłam na miejsce. To właśnie był ten przełom, pielgrzymka przestała być spacerem z miłymi ludźmi i licznymi modlitwami, ale była walką z samym sobą, gruntownym poszukiwaniem Boga w życiu.
Wydaję mi się że o to właśnie chodzi w pielgrzymowaniu. Nie żeby od początku iść z jakąś intencją i po prostu iść, ale by wyjść z dom z chęcią zmiany swojego życia, by zadać Bogu i sobie kilka kluczowych pytań i przez 10 dni poszukując na nie odpowiedzi. By stanąć przed Matką jako nowy człowiek ze łzami wdzięczności za uzyskane łaski, z motywacją do dalszych zmian. Bo pielgrzymka nie kończy się w Częstochowie, ona trwa przez całe życie..

ŚWIADECTWO PAULINY - 2011
Mam na imię Paulina, mam 20 lat, na pielgrzymce byłam 6 razy.
Moja pierwsza pielgrzymka z 10 żółtą zmieniła moje życie. Namówiła mnie na nią moja przyjaciółka. Stwierdziłam, że nie mam nic lepszego do roboty, więc się zgodziłam. Był to czas, kiedy czułam się bardzo samotna. Szłam z motywacją, by poznać kogoś fajnego, kto mnie będzie rozumiał, dla kogo będę ważna. Na początku nie mogłam się tam w ogóle odnaleźć. Śpiewanie pieśni religijnych wydawało mi się głupie, modlitwa była nudna, a na zwracanie się do obcych ludzi "bracie, siostro" długo nie mogłam się przestawić. Trzeciego dnia miałam kryzys. Wszystko mnie bolało, płakałam i byłam wściekła na wszystko i na wszystkich. Zadzwoniłam do mamy z wiadomością, że chcę wracać. Okazało się, że nie miał kto po mnie przyjechać, więc musiałam się przemęczyć do końca. Zaczęłam płakać jeszcze mocniej, z bezradności. Następnego dnia wzięłam się w garść. Stwierdziłam, że jak włączę się w program pielgrzymki, zacznę słuchać, śpiewać, modlić się, to odwróci moją uwagę od bolących nóg. I wtedy się zaczęło... Słowa trafiały do mojego serca, modlitwa była zupełnie inna niż ta, którą do tej pory "klepałam". Zaczęłam się modlić szczerze, z głębi serca. I wtedy właśnie poczułam Boga. Poczułam się kochana, akceptowana, chciana! Było to uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Byłam zafascynowana Bogiem! Przeżyłam swoje nawrócenie Po powrocie do domu, gdy emocje i fascynacja opadły, oczywiście nastał kryzys, tęsknota za pielgrzymką i ogromny smutek, że na co dzień nie jest tak jak na pielgrzymce. Długo się uczyłam, że wiara to nie tylko uczucia. Przez te kilka lat pomalutku sobie wzrastam i trwam przy Bogu. Gdyby nie pielgrzymka, moje życie wyglądałoby dzisiaj zupełnie inaczej... Teraz jestem szczęśliwa Chciałam poznać kogoś, kto będzie moim przyjacielem. I poznałam! Jezus jest najlepszym Przyjacielem na świecie .
Chwała Panu!

ŚWIADECTWO KASI - 2010
Mam na imię Kasia. Mam 17 lat. W pielgrzymce na Jasną Górę do tej pory uczestniczyłam tylko jeden raz. Mimo to był to bardzo owocny czas, który wiele zmienił w moim życiu. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miała możliwość ponownego pielgrzymowania.
Do dołączenia do szeregów Świderskiej Pielgrzymki zachęcił mnie oraz moich przyjaciół jeden z księży, który dawniej przebywał w naszej parafii. Nigdy wcześniej nie braliśmy w czymś takim udziału, więc trochę się baliśmy. Mimo to postanowiliśmy na własnej skórze doświadczyć tego, o czym w tak wspaniały sposób opowiadali inni.
Wybraliśmy się wiec do Otwocka, by razem z innymi pielgrzymować do tronu Matki.
Początkowo czułam się bardzo zagubiona. Większość ludzi pielgrzymowało już po raz kolejny, więc byli oni bardziej zorientowani we wszystkich sprawach organizacyjnych. Na szczęście dzięki życzliwości nowo poznanych osób szybko udało mi się zaaklimatyzować. Dołączyłam do grupy muzycznej, co sprawiło mi ogromną radość. Niestety trzeciego dnia pielgrzymowania zaczęłam odczuwać trud wędrówki. Ciągłe upały, ból nóg dawały mi się we znaki. Chęć spotkania z Maryją oraz wsparcie otaczających mnie ludzi dało mi jednak siłę, by kroczyć dalej. Uczucia jakie towarzyszy wejściu na Jasną Górę nie da się opisać słowami, to trzeba przeżyć. Radość na spotkanie z Matką; ostatnie metry wędrówki, którym towarzyszy radosny śpiew; a potem pełna skupienia modlitwa przed obliczem Matki- to obrazy, które na zawsze pozostają w pamięci pielgrzymów. Później pojawia się uczucie smutku, ponieważ kończy się ten piękny czas pielgrzymowania. Jego owoce pozostają jednak na dużej.
Czym jest więc dla mnie pielgrzymka? To 10 dni w zupełnie innym świecie; w świecie, który tworzą życzliwi i pomocni ludzie. To oderwanie się od rzeczywistości, od problemów, codzienności, czy tzw. „wyścigu szczurów”. Pielgrzymka to czas, który pozwala nam z dystansem spojrzeć na nasze życie. Daje nam możliwość doświadczenia Pana Boga i jego troski o nas na każdym kroku naszego wędrowania. To okazja do poznania wspaniałych ludzi i nawiązania przyjaźni. Pielgrzymowanie uczy również odpowiedzialności, a także troski o drugiego człowieka. Dzisiaj mogę otwarcie powiedzieć, że czas wędrowania na Jasną Górę zmienił moje życie. Pozwolił mi spojrzeć inaczej na otaczającą mnie rzeczywistość. Dodatkowo dodał mi siły, by działać oraz by nie przejmować się tym, iż często osoby otwarcie wyznające swoją wiarę są wyśmiewane, uważane za gorsze. To, że podczas pielgrzymki poznałam innych młodych ludzi o podobnych wartościach, uświadomiło mnie w przekonaniu, że nie jestem sama.
Od czasu pielgrzymki zaczęłam bardziej ufać Bogu i powierzać Mu ważne momenty mojego życia oraz trudne decyzje. Wiem, że On troszczy się o mnie i nieustannie mi pomaga.
Pielgrzymka może naprawdę odmienić Twoje życie. To piękny czas. Jeżeli raz go przeżyjesz, już zawsze będziesz za nim tęsknił i nieustannie będziesz chciał do niego wracać.
„Nie umiem dziękować Ci Panie, bo małe są moje słowa.Zechciej przyjąć moje milczenie i naucz mnie życiem dziękować.”

ŚWIADECTWO DAWIDA - 2009
"Serce człowieka obmyśla drogę, lecz Pan utwierdza kroki"Prz 16, 9
Bardzo trudno jest pisać o pielgrzymowaniu w kilku zdaniach, bo wydaje mi się, że na ten temat można by zapisać niejeden zeszyt. Napiszę coś o swoim pielgrzymowaniu.
Mam na imię Dawid pielgrzymuje co roku wiec w tym roku była to moja 16 pielgrzymka. Pielgrzymuje z częścią mojej rodziny z 10 żółtą . Od dwóch lat jestem porządkowym grupy. Poprzez tą posługę doświadczam jak trudne jest pielgrzymowanie dla normalnego pątnika ze pomimo swojego zmęczenia słuchają się próśb porządkowych i łączą się w tubach. Pielgrzymka jest dla mnie najważniejszym punktem całego roku.
Dla mnie pielgrzymka jest jedynym lekarstwem na wszystkie przeciwności życia, na wszystkie bóle i cierpienia. Na tym szlaku ładuje się akumulatory na dalszą drogę życia. Pielgrzymki do Częstochowy nie zamieniłbym nawet na bezpłatny wyjazd na Wyspy Kanaryjskie. Boga dostrzega się w oczach brata i siostry idącej obok, w kurzu i spiekocie dnia. W marszu towarzyszą nam wspaniali kapłani, klerycy, bracia zakonni i siostry zakonne dający z siebie wszystko, by nas ubogacić. Idzie wspaniała młodzież, uśmiechnięta, życzliwa dla starszych pielgrzymów, podająca im ręce w uścisku, pomaga w noszeniu bagażu. Dzięki pielgrzymce bardziej zaufałem Bogu. Zacząłem inaczej patrzeć na świat. Wszystkie swoje sprawy i problemy oddaję Jemu wiedząc, że On je rozwiąże. Więcej czasu poświęcam modlitwie Liturigią Godzin , rozmowie z Bogiem i lekturze Pisma Św. wiem, że On jest moim Przyjacielem, nie opuści mnie i pomoże w każdej trudnej sytuacji.
Również dzięki pielgrzymce poznałam wielu wspaniałych ludzi i kilku przyjaciół. Trzeba ufać Bogu, a nie sobie. On będzie twoim Przewodnikiem i Pomocą. Teraz już wiem, że choćbym bardzo się starał, bez Jego wsparcia nie dojdę na Jasną Górę.

Pielgrzymka była dla mnie mocnym doświadczeniem, doświadczeniem wspólnoty i pomocy drugiego człowieka, nade wszystko to niesamowity czas Bożego działania. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, są to dla mnie takie "Boże znajomości"gdzie w przyszłości przyniosą, jak ufam, błogosławione owoce. Za ten trud i wszelkie dobro jakiego doświadczyłem od Rodziny Rodzin MSF na Jasną Górę - CHWAŁA PANU!